sobota, 22 października 2011

II


Rozdział 2
Oto kolejny rozdział, zapraszam.
JK
Rudy chłopak leżał na zimnej podłodze, rana na tylnej części głowy krwawiła i raczej nie zamierzała przestać, nogi odmawiały posłuszeństwa, ręce były związane, żebra połamane. Czuł się okropnie, był cały poobijany. W celi znajdował się mężczyzna, czarne włosy opadały mu na kark, oprawki od okularów odbijały światło z żarówki, wiszącej na suficie, oczy były niewidoczne, schował się w cieniu.

-Gdzie ja jestem? –Pomimo tego, ze spędził już w tej celi ponad tydzień, nic nie pamiętał.

-W piekle –Głos był zimny i wyrachowany, przypominał trochę sposób, w jakim mówili Malfoyowie.

-To już wiem, ale gdzie dokładnie i kim ty jesteś?

-Diabłem.

-Nie masz zamiaru mnie poinformować, co ja tu robie, prawda?

-Nie bardzo.

Ron zrezygnował z dalszego pytania, było to bezcelowe. Ten człowiek nie miał zamiaru nic mu powiedzieć, co frustrowało chłopka jeszcze bardziej.

-Mogę ci tylko powiedzieć, że jesteś moim wrogiem, ale jeszcze o tym nie wiesz.

-Hę?

-Oh nic, nic. Mówię do siebie –Zachichotał pod nosem, co wydało się niebieskookiemu dość dziwne –Czas przygotować cię do rytuału.

Ron już nic z tego nie rozumiał

-Nie musisz rozumieć, wystarczy jak będziesz grzeczny.

Mężczyzna wyłonił się z cienia z wielkim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie mugolski garnitur, krawat i małe prostokątne okulary, był boso. Jego wygląd powalał na ziemię, był bardzo przystojny, skośne oczy bardzo różniły się od dużych rudowłosego, do tego ich kolor – Były złote.

-Do jakiego rytuału? –Łzy zaczęły napływać mu do oczu, był zdezorientowany i bardzo się bał.

-Oh, do obudzenia w tobie czegoś, co było tam od urodzenia, posłużysz mi jako zakładnik –Uśmiechnął się ironicznie, wyglądał jak sam diabeł.

-Przecież mówiłem ci, Samuelu, że jestem Diabłem –Powiedział po czym roześmiał się na widok przerażonego wzroku Rona –Lepiej bądź grzeczny, inaczej po całej akcji dam cię do użytku moich chłopców, którzy nie pogardzą gorącokrwistym aniołkiem.

Wyszedł, śmiejąc się.
JK

Patrzył prosto w oczy samego diabła, który uśmiechał się do niego kpiąco.

-Samuelu... –Wyszeptał do jego ucha, trzymając dłoń na jego plecach –Zapewne nie masz pojęcia o czym mówię –Popchnął rudowłosego do środka kręgu –Otóż, bajeczka jaką wciskali ci wszyscy wokół ciebie, że jesteś synem zwykłych śmiertelników, to znaczy twoich „rodziców”, jest kłamstwem.

Złotooki uśmiechnął się, widząc jak nagi chłopak stoi w środku kręgu i patrzy się na niego z wielkim znakiem zapytania w oczach.

-Nazywam się Lucyfer i jestem upadłym aniołem, który sprzeciwił się samemu Bogu. No tak, Bóg, czyż nie jest on wszechmocny i miłosierny, jeżeli tak to dlaczego coraz więcej ludzi zabija się z tak błahego powodu jak pieniądze?! Dlaczego kobiety są zaciągane do ciemnych zaułków i gwałcone?! Dlaczego giną niewinne dzieci?! No dlaczego?!!!–Ryknął na Rona, który, przestraszony, upadł na kolana, zasłaniając głowę rękami. Lucyfer zreflektował się i odchrząknął –Zresztą zostawmy ten temat, nie po to kazałem cię tu przyprowadzić. Jak widzisz znajdujesz się w kręgu, jest to krąg Uwolnienia, polega on na uwolnieniu a raczej wymuszeniu by prawdziwa postać człowieka ujawniła się, ona jest tam gdzieś, ale jest zamknięta i nie może się wydostać.  Rytuał ten był stosowany już od dobrych kilku wieków, zazwyczaj był... jakby to powiedzieć... No po prostu używano go gdy człowiek... Zresztą, co ja ci będę tłumaczył!- Zmarszczył gniewnie brwi i poprawił okulary, w tych ciemnościach nawet on sam nic nie widział a co dopiero przerażony chłopak –Wejdź do kręgu i połóż się na brzuchu, nie odzywaj się i rób co ci mówię, potem podejdę do ciebie z nożem i zacznę znaczyć twoją skórę, nie będzie bolało tylko lekko zaszczypie.

Ron bez słowa położył się na zimnej posadce. Nie chciał się sprzeciwiać czarnowłosemu, który wybuchał z byle powodu. Usłyszał kroki za sobą i świst ostrza przecinającego powietrze, przeszły go dreszcze niekontrolowanego strachu.

-Nie bój się –Postać znalazła się tuż nad nim, szepcząc uspokajające słowa –Nie zrobię nic bolesnego, oczywiście jeśli będziesz grzeczny i dostosujesz się do mich poleceń, jeżeli nie... No to za ścianą jest parę wygłodniałych demonów i mogę ci obiecać, że to nie o krew im chodzi.

Niebieskooki zatrząsł się kiedy ostry przedmiot dotknął jego pleców, kontakt był tak nagły, że pisnął z zaskoczenia, przywierając mocniej do posadzki. Zdając sobie sprawę, ze diabeł chichocze z jego reakcji, zarumienił się i przeklął w myślach, zaraz potem poczuł ostre pieczenie, gdy nóż rozciął pierwszą ranę na jego skórze.

-Dalej się boisz... A mówiłem wyraźnie byś się nie bał, prawda? –Do jego ucha doszedł pełen grozy szept.

Potem był tylko ból, śmiech Lucyfera i krzyki.

Jego własne krzyki.

JK

Powracam do Harrego, w 4 rozdziale dowiecie się co stało się z Ronem i niegrzecznym Lucyferem, do tego dowiecie się kim naprawdę jest Ron i dlaczego diabeł nazywa go Samuelem.

Poczułeś jak Łódź uderza o szorstką powierzchnię lądu, trzęsąc całym pokładem na boki, zachwiałeś się delikatnie, ale w ostatniej chwili przed upadkiem uratowało cię ramię kapitana Noriana, który z uśmiechem wypisanym na twarzy przywrócił twoje ciało do pionu.

-Nic ci nie jest?

-N..Nie. Wszystko w porządku –Zarumieniłeś się, widząc piękne, bursztynowe oczy.

-To dobrze, teraz już jesteśmy na lądzie, wiec nie powinieneś mieć problemów z grawitacją –Zaśmiał się lekko widząc twoją zdezorientowaną minę. Czując się trochę głupio, zachichotałeś razem z nim.

-Harry! Choć, idziemy już! –Hermiona stała nas belką z której mieli schodzić pasażerowie statku i machała dłonią, ponaglając cię.

-Idę, idę!

Pobiegłeś szybko potykając się o własne nogi, ale Hermiona złapała cię za ramię i odzyskałeś równowagę.

-Jesteś kompletną sierotą Harry –Parsknęła, mrużąc oczy.

-Ha ha ha, bardzo śmieszne.

-Nom.

Zeszliście razem, rozglądając się. Wszystko błyszczało w świetle słońca, budynki były zrobione z bardzo solidnych ścian pomalowanych na różne kolory, każdy dom miał swój własny urok, do tego te lampki w oknach, które zmieniały kolor. Przeszliście przez zieloną bramę i od razu znaleźliście się w tłumie ludzi.

-Wow –Otworzyłeś usta ze zdziwienia. Miasto było przepiękne, gdzieś z boku dojrzałeś Snape’a, który przyglądał ci się uważnie, zapewne pilnował z rozkazu Dumbeldore’a, więc odetchnąłeś z ulgą i rozluźniłeś się. Nie było nic, co mogłoby teraz cie zmartwić, no może tylko sprawa z porwaniem Rona, nawet twoje skrzydła nie stanowiły już tak dużego problemu.

-Harry, zobacz! Do góry! –Twoja przyjaciółka wskazywała na niebo, spojrzałeś w tamtą stronę i zobaczyłeś wielki zamek, który już był widoczny ze statku, ale to nie było to samo co zobaczyć go z bliska, był wielgachny.

-Niesamowity.

-Co nie? Nawet Hogwart zajmuje mniejszą powierzchnie.

-No. A tak poza nawiasem Hermi, to gdzie są nauczyciele? –Zauważyłeś spokojnie.

-Profesor Snape jest blisko i obserwuje nas, pan i pani Weasley idą za nami, co do pana Malfoya to nie wiem, zapewne pilnuje ślizgonów i Draco –Wyrecytowała, nie patrząc na ciebie.

-Aha, wiec jesteśmy bezpieczni? –Nie wiedziałeś dlaczego, ale ogarnęło cię złe przeczucie, że zaraz cos może się wam stać.

-Tak, uspokój się Harry, nic nam nie będzie. O, widzę pana Malfoya, idziemy?

-Czemu nie? –Na wspomnienie Draco i jego czerwonych oczu, twoje czarne skrzydło, delikatnie się szarpnęło –Dobra, chodźmy już.

Hermiona uśmiechnęła się uspokajająco i pociągnęła cię w nieznanym kierunku.
  JK

Byliście teraz w magicznej szkole miasta Rianri, które było siedliskiem wszystkich mieszańców, tak przynajmniej wyraził się dyrektor szkoły. Białowłosy, elf ze spiczastymi uszami i pociągającym wyglądem, wydał sie niesamowicie przesympatycznym mężczyzną.

-Mieszańców? –Zapytałeś zaskoczony.

-Mieszańce to ludzie lub czarodzieje, których spłodził człowiek i istota magiczna, mają niesamowite moce, lub po prostu wyglądają jak jeden z rodziców a zwykłym ludziom byłoby trudno w świecie mugoli z uszami elfa czy też psa –Uśmiechnął się do ciebie.

-Noo... tak, ale co to ma wspólnego ze mną?

-Bardzo dużo młodzieńcze –Wszeptał głos za tobą, odwróciłeś się, Hermi złapała cię za rękę i pociągnęła do siebie.

-To ten mężczyzna, który był w Hogwarcie w czasie twojej śpiączki, mówiłam ci o nim.

Przyjrzałeś mu się bliżej, czarodziej był wysokim brunetem o obsydianowych oczach, ubrany był po mugolsku.

-A konkretnie?

-Jesteś tak zwanym Hiniri, który oznacza mieszańca punktu A –Brązowowłosy usiadł na krześle obok Snape’a –Nazywam się Iwo i jestem mieszańcem punktu B.

-Ale co oznaczają te punkty? –Zaciekawiła się Miona, w porównaniu do ciebie była bardzo podekscytowana.

- Neanri to mieszaniec punktu C, Seanri punktu B, Hiniri punktu A, oczywiście są też punkty D,E,F...itd, ale nie są one tak niebezpieczne jak te pierwsze. Rozumiem, że Albus ci jeszcze niczego nie powiedział? –Zwrócił się do ciebie, przeszywając cię wzrokiem.

Pokręciłeś głową, zaprzeczając.

-Dyrektorze...-Odwrócił głowę w kierunku elfa –Chce z nim porozmawiać na osobności, czy mógłbym go zabrać do swojego pokoju? Przy okazji oprowadzę go trochę po szkole.

-Świetny pomysł, w tym czasie zapraszam wszystkich do naszej wielkiej Sali, gdzie wreszcie będziemy mogli się najeść. Zresztą tak samo jak w Hogwarcie mamy ceremonię przydziału, jednak najpierw będziemy musieli coś sprawdzić –Uśmiechnął się do wszystkich zebranych w jego gabinecie.

-Choć Harry –Zwrócił się do ciebie Iwo, posłusznie wykonałeś jego polecenie. Biła od niego jakaś niewytłumaczalna dla ciebie siła, która nakazywała ci mu zaufać i wypełniać jego polecenia.

Znaleźliście się na wąskim korytarzu, skręciliście w prawo i brunet chwyci cie za rękę, zatrzymując się przy drewnianych drzwiach.

-To moje kwatery, tu będziesz bezpieczny –Przepuścił cię do środka, rozglądając isę czy aby nikt za nimi nie szedł.

-Mogę się w końcu dowiedzieć, o co tu chodzi? –Warknąłeś sfrustrowany, chciałeś jak najszybciej dowiedzieć się, dlaczego wyrosły ci skrzydła.  

Iwo usiadł na dużym fotelu, wskazując ci kanapę.

-Dowiesz się wszystkiego, nie martw się. Uzgodniłem z Albusem, że już czas ci wszystko wyjawić.

-Więc...-Zacząłeś zdanie za niego, niecierpliwym tonem.

-Więc jesteś... Cóż, jeżeli miałbym się przyznać to nie dokładnie wiemy czym jesteś, twoi rodzice byli mieszańcami, nie wiemy jednak jakimi. Podejrzewamy, że mieli coś wspólnego z Aniołami i Demonami, ale nie jesteśmy pewni. Dlatego nie wiemy jak bardzo niebezpieczny jesteś.

-Dlaczego miałbym być niebezpieczny?

-Moc. Nie wiedząc, jakie moce posiadasz, czy też dobre czy złe, narażamy nie tylko siebie, ale też ciebie. Musimy zbadać twoja krew i skrzydła bardzo dokładnie, gdy już będziemy wiedzieć jakim mieszańcem jesteś, będę mógł cię uczyć –Sięgnął po herbatniki leżące na biurku i przełożył je na stoliczek, tuż pod twoim nosem.

-Czego? –Miałeś nadzieje, że przy pomocy tych krótkich pytań dowiesz się czegoś więcej. By nie rozgniewać mężczyzny, chwyciłeś ciastko i wpakowałeś je sobie do buzi.

-Kontroli.

Jęknąłeś na dźwięk tego słowa, które tak bardzo kojarzyło ci się ze Snape’m.

-O co chodzi? –Spytał zaskoczony twoja reakcją.

-Przez całe moje czarodziejskie życie słyszałem to słowo, musiałem się kontrolować na lekcjach oklumencji, na lekcjach eliksirów i zawsze gdy stawałem oko w oko z Voldemortem. Snape zawsze mi to powtarzał, ale nie umiem tak po prostu skontrolować swoich emocji.

-Dlatego chociaż spróbujemy cię tego nauczyć –Zmarszczył czoło w zastanowieniu.

-Myślę tez nad tym czy aby powiedzieć ci więcej, ale nie jestem pewny co do tej informacji.

-Do jakiej informacji?

Iwo spojrzał ci głęboko w oczy, pochylając się do przodu.

-O tej, która mówi, że będziesz musiał zapobiedz zagładzie całej ziemi.

-Że co proszę?! –Zerwałeś się kanapy, nie więżąc w to co słyszysz. Ten człowiek ewidentnie się z ciebie nabijał –Nie mówi pan poważnie!

-Jestem całkowicie poważny drogi chłopcze –Wściekłeś się, kiedy użył dokładnie tego samego zwrotu i tonu, który używał Dumbeldore –Nie żartowałbym z takich rzeczy.

-To jest chore!

-Oh, tu się zgodzę –Zaśmiał się.

-Niby, przed czym? To kolejny plan Voldemorta?!

-Nie.

-To, o co tu chodzi?! –Jęknąłeś z rozpaczą.

-O to, że tym razem będziesz musiał stawić czoła samemu stworzycielowi i Diabłu –Wyszeptał grobowym głosem.

-Nic nie rozumiem!

-Ja też nie! Musimy czekać na Albusa.

-O Mój Bożeee...-Schowałeś twarz w dłoniach.

-Bóg tym razem nikomu nie pomoże.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

I


Rozdział 1

Zdania zaznaczone kursywą są jakby moimi dopiskami do rozmyślań Harrego.

A teraz zapraszam na pierwszy rozdział Wojny Bogów.
~~~~
Obudziłeś się zmęczony, nie obolały co cię zdziwiło. Byłeś ociężały, otworzyłeś oczy – zamazany obraz który niczego ci nie ułatwiał. Wszystko wydawało ci się takie dziwne i rozmazane, jeden kolor kładł się na drugim tworząc wizualną papkę. Delikatnie podniosłeś głowę i zacząłeś szukać swoich okularów, jednak trudno było cokolwiek szukać jeżeli nic nie widzisz.

-Potter! Okulary masz na nosie!

Snape.

Przejechałeś dłonią po twarzy i zauważyłeś, że rzeczywiście masz okulary na nosie. W takim razie dlaczego nic nie widzisz?

-Ściągnij je, Potter! –Słyszysz warknięcie Snape’a. Masz ochotę zrobić mu na złość i zostawić je na swoim miejscu, jednak irytuje cię to że nie masz zielonego pojęcia gdzie jesteś. Szybko zrywasz niepotrzebne okulary z nosa i otwierasz oczy.

Widzisz Snape’a w... mugolskich ciuchach, siedzącego na bujanym fotelu, z okularami na nosie, czytającego Proroka Codziennego.

-Gdzie my jesteśmy? –Byłeś nico zdezorientowany, po widoku Snape’a w mugolskich ciuchach przyszedł czas na zorientowanie się, że ląd się kołysze jakbyście byli na statku, co wywołało nieprzyjemne uczucie mdłości.

-Tak Harry jesteśmy na statku –Cichy szept dotarł do ciebie z lekkim opóźnieniem. Głowa lekko zabolała od niecodziennych wrażeń. Odwróciłeś się w jego stronę – Hermiona. Dziewczyna była skulona na kanapie, wydawała się bardzo niespokojna.

-Skąd wiedziałaś co myślę?

-Słyszałam to –Jej twarz zniknęła między brązowymi puklami, nie miałeś pojęcia co się dzieje i to frustrowało cię coraz bardziej.

-Możecie mi powiedzieć wszystko na raz, bym w końcu coś z tego zrozumiał? –Warknąłeś nieprzyjemnie w ich stronę. Miałeś dość tego że oni wszystko wiedzą a ty nie. Zawsze tak było, każdy wokół wszystko wiedział, oprócz ciebie.

-Harry to nie jest takie proste.

-Ależ jest! Powiedz mi po prostu co my tutaj robimy?!! –Krzyczałeś w furii, oczywiście, że nic nie było proste! Życie przecież nie jest proste!!

Zwłaszcza twoje, prawda?

-Będzie lepiej jak ty mu to wytłumaczysz Panno Grenger –Mistrz Eliksirów ponownie zatopił się w lekturze nie zwracając uwagi na niemy protest twojej przyjaciółki.

-Tydzień temu w wielkiej Sali stało się coś bardzo dziwnego z tobą –Zaczęła opowieść – Draco powiedział, ze patrzyłeś na niego przerażony jakby wyrosła mu druga głowa czy coś innego a jak przyszedł Ron z... 

–Przerwała zamykając oczy – Wyrosły ci skrzydła. Ron był przerażony tym, potem jak uderzyłeś o podłogę twoje skrzydła jaszcze się ruszały, ale on się przemógł i chwycił cię na ręce, kiedy niósł cię do pielęgniarki skrzydła zniknęły. On nie wie jak. Profesor Dumbeldore po wypytaniu nas o wszystko sprowadził jakiegoś dziwnego czarodzieja i bardzo długo z nim rozmawiał, niestety nie wiem o czym –Posłała ci smutne spojrzenie –Ten człowiek po tej rozmowie poszedł do ciebie i dotknął twojej blizny...

-Co dalej? –Wychrypiałeś, czułeś się jakbyś to ty to opowiadał a nie ona.

-Zacząłeś się świecić?

-Mnie się pytasz? –Prychnąłeś z rozbawieniem.

-Otoczyła cię czarno biała poświata –Kiwnęła energicznie głową, zadowolona, ze znalazła odpowiednie określenie – Potem wykonał jakieś dziwne ruchy ręką, których nie powtórzę bo są zbyt skomplikowane, a twoje skrzydła pojawiły się z nikąd. Chciałabym zauważyć, że lewe jest białe a prawe czarne, nie mam pojęcia skąd ty się urwałeś –Posłała ci dziwne spojrzenie, na które odpowiedziałeś zadziornym uśmiechem 
– Ponownie zaczął kreślić dłonią i twoje „dodatki” zniknęły. Wyszedł ze skrzydła i skierował się do gabinetu Dumbeldore’a, głośno o czymś dyskutowali. Nigdy więcej nie widziałam tego czarodzieja –Przerwała by napić się wody – Minął tydzień a ty się nie budziłeś, w szkole zaczęły się dziać dziwne rzeczy, co chwilę widać było krążące ptaki na niebie, różne zwierzęta zaczęły pojawiać się na terenie Hogwartu, najdziwniejsze jest to, że one przychodziły tu po ciebie Harry.
Spojrzałeś na nią zszokowany, dlaczego jakieś głupie zwierzaki miałyby przychodzić po ciebie do Hogwartu??

-Ale to wyjaśni ci Profesor Dumbeldore który wie o wiele więcej ode mnie.  Po dwóch dniach Ron został porwany – Ściszyła swój głos do szeptu.

-Porwany?!! –Usiadłeś gwałtownie. I to nie było dobre posunięcie z twojej strony, mdłości nasiliły się, przed oczami zobaczyłeś kolorowe mroczki, trudniej ci było oddychać. Czułeś jak krew odpływa ci z twarzy, powodując bardzo nieprzyjemne uczucie.

-Potter! –Snape wstał z fotela, podchodząc do ciebie – Nie ruszaj się tak gwałtownie, idioto! Chcesz znowu zapaść w śpiączkę?

-Przepraszam –Pozwoliłeś ułożyć się na miękkiej poduszce –Hermiona, kontynuuj proszę.

-Kiedy Ron został porwany w szkole zapanował chaos. Nikt nie wierzył już nikomu, każdy plotkował o tobie, jakbyś to ty był sprawcą tego wszystkiego, nie ukrywam, że sama tak nawet pomyślałam –Posłała ci przepraszające spojrzenie.

-Nic się nie stało, mów dalej.

-Zaprzyjaźniłam się z Draco –Zarumieniła się.

-Jest nawet w porządku... Kiedy się nie odzywa –Uśmiechnąłeś się od ucha do ucha. Dziewczyna roześmiała się głośno – rozładowałeś nieprzyjemne napięcie. Nawet Snape się uśmiechnął!

-Prawda. Profesor Dumbeldore zdecydował, że czas przenieść cię w bardziej bezpieczne miejsce. Powiedział, że od teraz to nie Voldemort jest twoim zagrożeniem a coś znacznie gorszego. Tylko kłopot w tym, że nie mam pojęcia co! Nie chciał mi nic powiedzieć. Od tamtego dnia minęły już dwa tygodnie, tyle jesteśmy na statku, oprócz mnie i Profesora Snape’a są tu także Draco, jego Ojciec, Luna, Cała rodzina Weasleyów, – Mistrz Eliksirów skrzywił się słysząc to – kilku ślizgonów i załoga tego statku. Ich Kapitan nazywa się Norian i jest bardzo miłym człowiekiem –Zakończyła swoją opowieść z uśmiechem.

-Rozumiem. Wiecie może coś o Ronie? –Spojrzałeś błagalnie na nią.

-Niestety nie, nikt nic nie wie –Znów posmutniała.

-Ale Profesor go szuka prawda?

-Tak, zwołał cały zakon i kogoś jeszcze do tego –Wtrącił się Snape.

-Kogoś jeszcze? –Odezwałeś się równo z Hermioną.

-Nie chciał powiedzieć kogo –Wzruszył ramionami.

-A właśnie! Powiedziałaś, że słyszałaś moje myśli –Przypomniałeś sobie. Hermiona nie wyglądał na szczęśliwą z tego powodu –Coś jeszcze musiało się stać, gadaj mi tu natychmiast!

-Mogę czytać ludziom w myślach i przywoływać/widzieć duchy –Westchnęła pokonana.

-Aha.

Zemdlałeś.
~~~~
Snape pozwolił ci wstać dopiero gdy mdłości opadły a ból głowy zniknął całkowicie, oczywiście nie wiedział, że go okłamałeś w kwestii tego ostatniego. Nie musiał wiedzieć, prawda? Ważne, że wiesz ty, ja...

Nikt inny nie powinien wiedzieć o twojej słabości, prawda Harry? Nikt nie powinien o niej wiedzieć. Twoje życie było jedną wielką niewidomą, czasami nawet czułeś się jak chodzący znak zapytania. Oczywiście nie winiłeś za to siebie a Voldemorta, który był twoim dotychczasowym utrapieniem, jednak czułeś, że te cholerne dwa patyki z przyklejonymi piórami na twoich plecach to nie jego sprawka. Był ostatnio zbyt cichy jak na twój gust, zawsze coś robił a tu już od miesięcy nie dawał znaku ,że żyje.

Czyżbyś tęsknił?

Idiotyzm! Miałbyś tęsknić za potworem, który zabił ci rodziców? To niemożliwe!

A jednak.

Nieprawda!

Okłamujesz sam siebie.

Zamknij się!

No dobra, już dobra.

Powoli wstałeś z łóżka, mając nadzieje, że nie upadniesz. Trochę się zachwiałeś i podtrzymałeś ręką o ramę łóżka, zacząłeś iść do przodu – W stronę drzwi od kajuty.

Oparłeś się o nie, bezradnie, czując jak siły cię opuszczają a ból głowy się nasila. Byłeś wyczerpany. 
Zacząłeś oddychać głęboko, próbując go odgonić –Bezskutecznie.  Zamknąłeś oczy, uczucie mdłości zaczęło powracać. Przekląłeś głośno i wciągnąłeś powietrze. Nie możesz się zacząć mazgaić  z powodu bólu głowy i lekkich mdłości! Musisz znaleźć Rona!

Wyprostowałeś się i otworzyłeś drzwi, nie sądząc, że kiedykolwiek spotka cię zaszczyt by oglądać Taki widok.
~
Zaparło ci dech w piersi. Nie dlatego, że statek, który oficjalnie powinien płynąć, latał, a dlatego, że zobaczyłeś najpiękniejszy krajobraz w swoim życiu.

Pierwsze co rzuciło ci się w oczy to wschód słońca, zasłonięty różnokolorowymi chmurami. Przejechałeś wzrokiem po mieście, który znajdował się pod cudnym widokiem nieba, prawa strona to morze odbijające piękne kolory chmur. Woda z morza przechodziła w jezioro, ich granice przecinał złoty most, nie jedyny w całym mieście. W dali można było zauważyć jakieś budynki, jednak były zbyt daleko by je zauważyć, jedyne co jeszcze rzuciło mu się w oczy z tej lewej strony statku to zegar wtopiony w skały i wodospad, niczego innego tam nie było, nawet dróg.

Natomiast po prawej stronie działo się bardzo dużo, teraz dopiero zrozumiał dlaczego statek lata, miasto było ułożone na skałach, nad  głębokim rowem.  Nic nie było tam widać, wszystko zasłaniała mgła i woda z wodospadów. Budynki przeplatały się między sobą połączone wysokimi mostami, spomiędzy ich szpar wypływały piękne wodospady. Były oświetlone kolorowymi światełkami, tworzyły pokrętny labirynt a wszystko pięło się w górę  tworząc nieziemską całość.

Nigdy nie widziałeś czegoś tak pięknego, Hogwart przy tym się chowa, nie byłeś świadomy tego, że podszedłeś do krawędzi statku i wszyscy z załogi się w ciebie wpatrują. Nie było to spowodowane twoim nagłym wejściem na pokład, nie, wszyscy patrzyli na twoje błyszczące zielone oczy, włosy opuszczone lekko na kark i blade ciało schowane pod ziewną białą koszulą i długimi czarnymi spodniami.  

-Widzę, że spodobał ci się widok –Usłyszałeś głęboki głos za sobą.

Wygiąłeś głowę w jego stronę, zaciekawiony. Przed tobą stał, domyśliłeś się, kapitan statku.

-Jestem Norian i bardzo miło mi jest cię poznać Harry –Piękne fioletowe oczy mignęły ci, zanim nie odwróciłeś się  z powrotem w stronę miasta.

-Mi też, mi też –Wyszeptałeś napawając się widokiem i wiatrem we włosach.

---
Dodatek do rozdziału, to jest to miasto z rozdziału, starałam się jak najlepiej je opisać.




poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Prolog

HP i Wojna Bogów
Autor – Lenalee13
Beta - Draco13 (mój brat bliźniak, poprzednie znany jako Apofiss. Szczerze wam powiem że ta ksywa mu pasuje)
Parring – HP/TMR

Ostrzeżenia – Sceny erotyczne, sceny tortur. Opowiadanie pisane w Alternatywie i pierwszej osobie.
Zainspirowała mnie swoim stylem pisania Delicja która także piszę alternatywą.

Harry dowiaduje się ze jest czymś więcej niż wybrańcem, że to nie Voldemorta ma pokonać. się że musi zapobiec katastrofie a mianowicie zagładzie całej ziemi która zostanie polem bitwy Boga i Lucyfera.

Zaciekawieni?

Zapraszam do czytania.
~~~~
Nie wiedziałeś co się z tobą dzieje, oczywiście miałeś pojęcie o tym cholernym dojrzewaniu, ale nie sądziłeś, że to będzie taki koszmar. Oczy łzawiły co chwilę, głowa swędziała chociaż myłeś ją dwa razy dziennie, plecy bolały, jakby coś wyżynało się z nich. Plecy? Coś zdecydowanie jest z tobą nie tak – pomyślałeś. Spytałeś Rona, który ma już tą szopkę za sobą, czy on też miał takie bóle pleców, zaprzeczył. Zdziwiłeś się, ale przecież zawsze było coś z tobą nie tak, nie powinieneś się aż tak bardzo martwić tym, że zawsze odbiegasz od normy. Po kilku dniach, zacząłeś rozumieć, że jednak jest o co się martwić. Twoje włosy zmieniały kolor, na jeszcze ciemniejsze niż były, oczy zrobiły się większe i jeszcze bardziej zielone, plecy jednak bolały dalej tak samo. Było też coś innego. Zaczęły wychodzić ci mięśnie, nabrałeś masy i wyciągnąłeś się w górę. Byłeś bardzo przystojny, w ogóle nie przypominałeś tego chuchrowatego chłopaczka z blizną na czole, sprzed paru tygodni. Stałeś się mężczyzną co bardzo ci się podobało. Cho Chang zwróciła na ciebie uwagę i zaczęła kręcić się koło ciebie, jednak cały czas mrugała oczami co wydało ci się bardzo dziwne i okropnie irytujące. Tak jakby wpadło jaj coś do oka i nie mogła tego wyjąć. Okropne.

Spojrzałeś na siebie w lustrze, pomimo tego że wreszcie wyglądasz porządnie, dalej nie masz zarostu. Ron ma, Dean ma, więc dlaczego ty go jeszcze nie masz?! Byłeś sfrustrowany tym, że zawsze jesteś inny, ze nie możesz chociaż teraz być normalny.

Ron pocieszał cię, mówił, że to prędzej czy później cię dopadnie i nie będziesz już taki zadowolony, nie wierzyłeś. Ignorowałeś te słowa, dla ciebie zarost znaczył więcej niż tylko kolejny etap dojrzewania, dla ciebie było to wejściem w dorosłe życie, które należało do ciebie. Każda decyzja, każdy krok w tym życiu miał być twój i tylko twój. Nawet nie wiedziałeś jak się mylisz w tamtej chwili.

Nie przeczuwałeś tego co niedługo nadejdzie.

Cierpienie, strach, ból –Wojna której skutki doświadczyłeś tyle razy na swojej skórze miały powrócić ale ze zdwojoną siłą i to z każdej strony.

Nie zaprzątałeś sobie wtedy tym głowy, za bardzo byłeś zaabsorbowany swoim ciałem(jak to dwuznacznie zabrzmiało XD dop.Aut.). Myślałeś, że twoim jedynym zagrożeniem jest Voldemort, myliłeś się...

Po całym dniu nauki i bardzo niespokojnej nocy, wstałeś dopiero o jedenastej. Na szczęście była sobota, nie musiałeś się martwić o żaden niezapowiedziany sprawdzian z eliksirów czy też transmutacji. Byłeś spokojny i rozluźniony.  Martwiło cię jednak jakieś złe przeczucie, że za niedługo stanie się coś co zmieni twoje życie nie koniecznie na lepsze. Z zaskoczeniem stwierdziłeś, że boisz się tego.

Słodki strach spowodował na twoim ciele ciarki przerażenia i rozbawienia. Przecież to było irracjonalne i surrealistyczne! Nie mogło być przecież gorzej!

Jakiś psychopata, z porąbanym pseudonimem ściga cię bo niby jesteś od niego silniejszy, naprawdę nic nie mogło być gorsze od tego. 

Wstałeś, wyciągając swoje nowe, umięśnione ciało, lekko zmęczone jeszcze po pełnej złych myśli nocy. Byłeś bardzo ale to bardzo zmęczony. Ziewnąłeś lekko, czując jak strzyka ci w krzyżu i karku, po czym stwierdziłeś, że musisz się wykąpać.

Podszedłeś do szafy, otwierając stare, skrzypiące drzwiczki. Nie miałeś jakiegoś wygórowanego wyboru jeżeli chodzi o ciuchy. Stare szmaty po Dudleyu lub... Stare szmaty po Dudleyu.
Chwyciłeś szybko pierwsze rzeczy z brzegu i pobiegłeś do łazienki, czując jak naciska ci na pęcherz.  

W łazience załatwiłeś to co załatwić miałeś i poszedłeś pod prysznic. Ciepła woda obudziła twoje ciało i otworzyła ci do końca oczy, szybko umyłeś włosy i resztę, by potem czuć jak piana spływa ci po brzuchu, podbrzuszu, po penisie, między nogami i po plecach, pośladkach i między nimi. Delikatnie się wzdrygnąłeś kiedy z prysznica poleciała zimna woda, wyszedłeś z kabiny. Ubrałeś się w za duże ciuchy i zszedłeś na śniadanie? Lunch? Sam już nie wiedziałeś.

W wielkiej Sali było jeszcze kilkoro uczniów, zauważyłeś przy stole ślizgonów Malfoya, jadł spokojnie i z gracją. Chyba próbował ignorować Pensy która trajkotała mu nad uchem, wydawał się bardzo niezadowolony z tego powodu.

Powoli i niepewnie przesuwałeś się w stronę stołu Gryfindoru, niepokój z rana zaczął się nasilać. Czułeś się osaczony, chociaż nikogo przy tobie nie było, ból w plecach przeistoczył się w paskudne mrowienie. Byłeś zdenerwowany tym wszystkim. Przyjrzałeś się twarzy Draco, coś ci w niej nie pasowało, mrowienie w prawej łopatce się nasiliło kiedy spojrzałeś na jego oczy.

Zszokowany patrzyłeś jak zmieniają barwę ze stalowoszarych na różowe a po chwili pochłania je krwista czerwień.  Gwałtownie wstałeś patrząc w jego oczy, ławka przewróciła się przez ten ruch, teraz każda para oczu w Sali była skierowana na ciebie, jednak nie zdawałeś sobie z tego sprawy, byłeś zbyt przerażony. Draco zauważył twój stan i odwrócił głowę za siebie myśląc że to o kogoś innego chodzi – nikogo za nim nie było. Przerażony w takim samym stopniu spojrzał na ciebie, nie miał pojęcia o co może ci chodzić. Pensy zaczęła krzyczeć na ciebie ze jesteś porypany i powinni cię zamknąć w zakładzie dla psychicznie chorych – W myślach zgodziłeś się z nią w pełni, ale nie mogłeś wyrwać się z transu. Do Sali wszedł Ron, wreszcie coś odwróciło twoją uwagę, twoje plecy od lewej strony zaczęły boleć jeszcze bardziej. Mrowienie z obydwu stron się nasilało, najgorsze jednak było to, że błękitne oczy przyjaciela oblały się barwą czerwieni, tak samo jak u Malfoya.

To przelało szalę.

Ból w plecach obezwładnił cię, upadłeś na kolana. Ron zszokowany podbiegł do ciebie, jednak nie zbliżył się zbyt blisko – Góra twoich szat zmieniła się w strzępy a z pleców rozwarła się para gigantycznych skrzydeł, uniosłeś się w powietrze jak ptak. Skrzydła wachlowały mocno przecinając powietrze, wiatr rozwiewał twoje czarne jak smoła włosy, czułeś się wspaniale.

-Harry! –Pełen przerażenia krzyk Rona obudził cię, co znaczy też zdekoncentrował.
  
Straciłeś władze w skrzydłach a raczej nad nimi i poleciałeś w dół, uderzając mocno o ziemie.

Twoje powieki zaczęły opadać i dopiero wtedy zdałeś sobie sprawę że jedno z twoich skrzydeł było białe a drugie czarne.

Otoczyła cię ciemność. 
~~~~
I jak podoba się wam mój pierwszy rozdział w Alternatywie? Mi się nawet podoba, jak na pierwszy raz to wyszło mi całkiem nieźle.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Piekło wypowiedziało wojne...

To opowiadanie będzie długie jak cholera. Pierwszą notkę wstawię kiedy wstawię czyli kiedy będę mieć co najmniej 10 rozdziałów w Wordzie. 
Całuję!